Choć minęły dwa miesiące od wypadu postanowiłem opisać pokrótce wycieczkę do Bolonii i uratować ją od zapomnienia.
Zaczęło się od promocji tanich linii lotniczych: 60 zł w jedną stronę? OK! Miesiąc po rezerwacji biletów zatrzęsła się niedaleko (w Modenie) ziemia, ale i tak polecieliśmy z Deb do Bolonii w dniach 02-05.06.2012. Po wylądowaniu złapaliśmy stopa w stronę centrum, a potem już tylko parę przystanków autobusem i mogliśmy się rozkoszować urokami tego malowniczego włoskiego miasta.
Fontanna Neptuna
Pierwszą rzeczą jaka nas zachwyciła była woń śródziemnomorskiej roślinności oraz przyjemny upał. Za każdym rogiem czaił się trochę inny zapach (czasem pachniało pizzą, czasem starymi murami miasta a często różnymi gatunkami palm, drzew i krzewów). Z powodu trzęsień ziemi większość kościółków niestety była zamknięta. Z pewnością godną obejrzenia była olbrzymia bazylika San Petronio, a także Ratusz oraz Fontanna Neptuna na Piazza Maggiore. Nieopodal wznoszą się tzw “Dwie wieże”, na które ponoć mogą się wspiąć studenci dopiero po obronieniu tytułu. Warto również zaglądnąć do mniejszych kościołów, m. in. do bazyliki di Santo Stefano, czyli kompleksu 7-dmiu świątyń. Jako, że Bolonia to miasto uniwersyteckie, dlatego trzeba zajrzeć do biblioteki oraz odwiedzić słynny Uniwersytet Boloński. Przy via Piella znajdują się niepozorne małe drzwiczki w ścianie po ich pchnięciu otwiera się okno na “wenecki” kanał.
Reno Canal, Via Piella
Charakterystyczne dla tego rejonu Włoch arkady przy ulicach dawały cień w słoneczne dni albo ratowały przed deszczem. Co ciekawe jedna z nich ciągnie się aż na pobliskie wzgórze Colle della Guardia do Madonna di San Luca skąd rozpościera się widok na miasto.
Ze względu na zamknięte drzwi większości kościółków odbyliśmy trip po niemal wszystkich tamtejszych parkach, gdzie spędzaliśmy długie godziny sjesty podpatrując jak odpoczywają Włosi. Naśladując ich, rozbiliśmy się na trawie w największym parku, Giardini Margherita. W sporym stawie pływały żółwie, słońce przedzierało się przez liście drzew, słychać było spokojne nuty bluesa, a studenci obok ćwiczyli sztuczki na diabolo (dwie połączone półkule, które się kręcą na sznurku z kijkami).
Jedzenie w Bolonii można kupić albo w sieci sklepów COOP albo w małych sklepach prowadzonych przez ludzi pochodzących prawdopodobnie z Indii. Ci drudzy bardzo chętnie pomagają rozprawić się z korkiem od wina ;). Piwa mają tu nieszczególne, ale wina smaczne i tanie. Na głoda dobre są pizze z małych, niepozornych pizzerii, skąd mieszkańcy tuzinami zabierają je na wynos.
Przypadkowo spotkany na ulicy Stefano pomógł nam odnaleźć sklep i pokazał później wiele ciekawych miejsc w Bolonii. Okazało się, że następnego dnia wyruszał do Rawenny i zgodził się nas ze sobą zabrać. Jako, że nie chciał od nas żadnej zapłaty chciałbym odwdzięczyć mu się wyjątkowo reklamując jego campingi: baiacalenella.com. Ponoć poza sezonem można dosyć tanio wynająć tam domek na plaży.
Jesteśmy również wdzięczni naszemu sympatycznemu hostowi Marco, który przyjął nas w ramach couchsurfingu, wskazał ciekawe miejsca do zwiedzenia, opowiedział o studenckim życiu w Bolonii oraz woził nas samochodem, dzięki!
Jeden dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Ravenny. Jest to spokojne miasteczko słynące z przepięknych bizantyjskich mozaik. Za kilkanaście euro można nabyć karnet na wejściówki do budynków wpisanych do listy UNESCO. Bez problemu można zwiedzić je w jeden dzień, naprawdę warto! Niesamowite wrażenie sprawia pochodząca z VI wieku Bazylika di San Vitale oraz mauzoleum obok. Wracając pociągiem z Ravenny ominęło nas odczuwalne trzęsienie ziemi w Bolonii.
Mozaika w Bazylice di San Vitae
Podsumowując, w Bolonii i Ravennie urzekły nas wspaniałe budowle, ciepłe, pachnące uliczki, zieleń, wino i wspaniali ludzie.