Entries of the category : Traveling

2015
07.19

W długi czerwcowy weekend wraz z Klaudią, Karoliną i Bartkiem uzbrojeni w namioty i kuchenki turystyczne wyruszyliśmy w podróż samochodową do Chorwacji. W niecałe 6 dni pokonaliśmy łącznie 2632km jadąc przez Polskę, Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację oraz Bośnię i Hercegowinę.

Wodospady, Jeziora Plitwickie

(more…)

2015
05.06

Ponury styczeń, wspomnienie ciepłych, wakacyjnych dni staje się coraz bardziej mgliste, więc gdy tylko pojawiła się propozycja wyjazdu na Cypr, nie mieliśmy żadnych wątpliwości co odpowiedzieć. Dzięki zaproszeniu Daniela spędziliśmy z nim i ósemką innych znajomych fantastyczny tydzień na tej słonecznej wyspie między 12 a 19 kwietnia 2015 r.

Flaga Grecji i Cypru

Flaga Grecji i Cypru

(more…)

2015
01.26

Jak tanio i dobrze zwiedzić Japonię? Prezentuję mini przewodnik efektywnego podróżowania opracowany na bazie doświadczeń z 3 tygodni spędzonych z Klaudią w kraju kwitnącej wiśni.

Tori na wodzie, Miyajima

(more…)

2014
05.12

W dniach 6-13.03.2014r. wraz z Klaudią, Danielem, Martą, Filipem i Sylwią podróżowaliśmy po Izraelu. Nie sposób wyczerpująco opisać wszystkich przygód, ludzi i niezwykłych miejsc naszej wyprawy. Postaram się jednak przybliżyć nieco klimat tego ciekawego kraju.

Golden Gate, Jersualem (more…)

2013
11.12

W sobotę 9 listopada pod przewodnictwem Arka trasą nr 1 wybraliśmy się w Beskid Żywiecki. Tego dnia było pochmurno, siąpił deszcz, a jesień w górach ukazała swoje mniej malownicze, błotniste oblicze. Były więc idealne warunki na sprawdzenie naszych umiejętności przetrwania. Trzeba przyznać, że Arek postawił wysoko poprzeczkę, co przy takiej pogodzie pozwoliło poczuć smak przygody znany z Rajdu Majowego.

W drodze na Trzy Kopce, Beskid Żywiecki

(more…)

2013
08.22

Wraz z Tomkiem, Martą, Hubertem i Dawidem w upalną niedzielę 4. sierpnia 2013 wybraliśmy się na jednodniowe zdobywanie Kościelca (2155 m) w Tatrach Wysokich.

Dolina Gąsienicowa fot. Tomasz Sikorski

Dolina Gąsienicowa (wysoki szczyt po prawej to Kościelec) fot. Tomasz Sikorski

Zdecydowanie warto wyjechać wcześnie rano z Krakowa, podjechać do Kuźnic i przy dobrej pogodzie wędrując :szlak_niebieski: rozkoszować się widokami naszych pięknych, polskich Tatr. Gdy słońce przygrzewa i temperatura przekracza 35 °C bardzo przyjemnie jest ochłodzić się przy Czarnym Stawie Gąsienicowym odpoczywając przed nadchodzącą nieco intensywniejszą wspinaczką. Wdrapując się na Kościelec jest parę momentów gdzie trzeba nieco pomyśleć zanim postawi się stopę i wgramoli na kolejną skalną przeszkodę. Widok u góry z nawiązką wynagradza poniesiony trud.

Podejście na Kościelec, w dole Czarny Staw Gąsienicowy, fot. Tomasz Sikorski

Podejście na Kościelec, w dole Czarny Staw Gąsienicowy, fot. Tomasz Sikorski

Żeby nie iść tą samą drogą schodziliśmy zachodnią częścią Doliny Gąsienicowej a potem :szlak_zolty: Doliną Jaworzynki.

Widok z Kościelca(2155 m), fot. Tomasz Sikorski

Widok z Kościelca(2155 m), fot. Tomasz Sikorski

Odradzam stołowanie się w pizzerii na Krupówkach reklamujących się “pizzą z pieca w którym pali się drewnem” za unijne ceny dostać można mizerną małą “dużą” pizzę. Wskazówka do zapamiętania: podczas powrotu z weekendu pociąg w przeciwieństwie do autokaru nie stoi w korku.

2013
05.12

Koło PTTK nr 7 przy Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie zorganizowało w dniach 1-3 marca wyjazd w Małą Fatrę na Słowacji. Choć śnieg już stopniał to myślę, że warto utrwalić ten wspaniały wyjazd.

Widok z Wielkiego Krivania

Widok z Wielkiego Krivania

(more…)

2012
09.27

Po pięciu dniach spędzonych w Paryżu z Deb i Łukaszem możemy śmiało potwierdzić, że jest niesamowicie piękny! Chciałbym podzielić się nieco naszymi przygodami i odczuciami, a po historię i dokładniejsze opisy miejsc odsyłam do wikipedii czy przewodników. Dla przejrzystości nieco zaburzyłem chronologię zwiedzania.

(more…)

2012
09.18

Przygotowując się na wycieczkę do Paryża trochę się w necie naszukałem zanim skompletowałem zestaw przydatnych we Francji zwrotów z polską wymową. Polska transkrypcja przyda się zwłaszcza osobom, które nigdy nie uczyły się języka francuskiego. Poniżej przedstawiam zestawienie (niestety zawieruszyłem źródła). Rozmówki francuskie – wersja PDF.

(more…)

2012
09.08

Wraz z kumplami polecieliśmy w czwórkę do Budapesztu na dwa dni. Czy da się tak szybko zwiedzić stolicę Węgier? Myślę, że tak.

Lot był krótki, trwał niecałą godzinę. Poprzez serwis Airbnb wynajęliśmy okazyjnie mieszkanie blisko centrum.

Budapeszt to tak właściwie połączone miasta: Buda (+ Óbuda) i Peszt; pierwszego dnia zwiedziliśmy to pierwsze. Wycieczkę zaczęliśmy spacerem obok góry Gellerta z Cytadellą do punktu informacyjnego pod wzgórzem Starego Miasta. Dostaliśmy tam mapkę i wskazówki gdzie dobrze zjeść. Po wdrapaniu się na wzgórze zamkowe, skąd roztacza się przepiękna panorama na Dunaj i wznoszące się przy nim budowle, poszliśmy do mieszczącego się w Zamku Królewskim Muzeum Historycznego (wskazówka: w każdą pierwszą sobotę miesiąca dla studentów wstęp wolny). Następnie przeszliśmy obok Pałacu Sándor (siedziba prezydenta) pod koronacyjny kościół Świętego Macieja i Basztę Rybacką. Horrendalnie drogie wejściówki (normalny 1000 HUF) do w ponad połowie remontowanego kościoła troszeczkę rekompensował bardzo ładny ołtarz i maluteńkie muzeum z repliką Korony świętego Stefana. Obok kościoła, w hotelu znajduje się muzeum marcepanu pełne niesamowitych marcepanowych wytworów. Idąc dalej uliczkami dotarliśmy do (remontowanego:/) Placu Bramy Wiedeńskiej i zobaczyliśmy tamtejsze zabytki i pomniki.

Zeszliśmy na obiad do restauracji Ildikó konyhája na tradycyjny gulasz z kluskami. Zaskoczyło nas menu po polsku i tradycyjny wystrój. Dla mnie jako miłośnika ciemnego piwa pozytywnym odkryciem było brązowe Dreher Bak typu Bock.

Posileni udaliśmy się na spacer wzdłuż Dunaju i po wizycie w markecie zaopatrzeni udaliśmy się mostem na Wyspę Małgorzaty. Jest to miejsce rekreacyjne i tamtejsza stolica szeroko pojętego chilloutu ;).

Do domu wróciliśmy nocą wschodnim brzegiem Dunaju mijając kolejne mosty i podziwiając pięknie oświetlone zabytki Budy (oraz Parlament po stronie Pesztu spod którego przegonił nas żołnierz). W nocy brzeg tętni życiem, jest to bowiem miejsce imprez i spotkań węgierskiej młodzieży.

Drugiego dnia zwiedzaliśmy dużo bardziej uprzemysłowiony Peszt. Ograniczeni czasem wybraliśmy się metrem (zaraz po Londynie jedno z najstarszych w Europie) do Lasku Miejskiego (Városliget) gdzie znajduje się Łaźnia Széchenyi z wodami termalnymi, rekonstrukcja zamku siedmiogrodzkiego i kościoła Ják. Dostalismy się na Plac Bohaterów gdzie znajduje się Pomnik Tysiąclecia, Galeria Sztuk Pięknych i Hala wystawowa. Idąc w stronę centrum aleją Andrássyego wstąpiliśmy do mieszczącej się naprzeciwko Instytutu Polskiego Café Mai Manó. Dostępny jest tam cały wachlarz przepysznych, warzywnych, węgierskich brei i duży wybór pieczonego mięsiwa.

Mijając gmach Opery doszliśmy do sporej Bazyliki świętego Stefana o bogatym marmurowym wnętrzu. Za opłatą można wspiąć się na wieżę w celu obejrzenia panoramy miasta. Następnie zaszliśmy na plac Wolności z pomnikiem armii czerwonej by udać się w stronę parlamentu. Wracając brzegiem Dunaju widzieliśmy parę mniejszych zabytków i dostaliśmy się na plac Vörösmarty z cukiernią Gerbeaud serwującą tradycyjne desery.

Za 490 forintów kupiliśmy podwójny bilet na lotnisko (do końca niebieską linią metra, a potem przesiadka na autobus 200E).

Choć było sporo chodzenia zobaczyliśmy naprawdę wiele najpiękniejszych miejsc Budapesztu. Do Polski wróciliśmy z plecakami wypchanymi salami i ostrą pastą paprykową w tubkach. Z węgierskich trunków warto wyróżnić pálinkę (czyli owocowy samogon, której śliwkowa wersja przypomina śliwowicę jednak jest dwukrotnie słabsza), zacne wino oraz ziołową nalewkę Unicum czy wspomniany Dreher Bak.

Cheap-o hint: warto zabierać na wycieczki zagraniczne polską legitymację studencką, pozwala załapać się na zniżki w większości muzeów.

2012
08.16

Garść cheap-o hintów i przemyśleń po wyjeździe do Bolonii:

  • Oferty tanich lotów pozwalają bardzo okazyjnie odwiedzić wiele niezwykłych miejsc, w sieci jest wiele stron informujących o takich promocjach. Aby ominąć dodatkowe opłaty dobrze mieć specjalną kartę kredytową (albo znajomego z takową).
  • Na kilkudniowe wycieczki wystarczy zamiast do drogiego bagażu rejestrowanego spakować się do bezpłatnego podręcznego (ograniczenie do wymiarów małej walizki, ciężaru do 10 kg i płynów po 100 ml do 1 L, bez ostrych narzędzi). Niektórzy potrafią spakować do niego nawet namiot bez szpilek oraz śpiwór. Osobiście lubię pakować się do plecaka -> mogę z nim chodzić po mieście i mam wolne ręce. Pakuję jedynie niezbędne rzeczy: łatwe do przeprania i szybko wysychające ubrania, spodnie z odpinanymi nogawkami, buteleczkę żelu pod prysznic, szybko schnący ręczniczek z mikrofibry  i dużo jedzenia. Polar i kurtkę przeciwdeszczową zakładam na siebie przy odprawie wykorzystując kieszenie do zmniejszenia rozmiaru wypchanego plecaka; nie możemy zabrać scyzoryka ale może wystarczy plastikowy nożyk jednorazowy?
  • W zależności od temperatury na zewnątrz i dostępu do lodówki można zabrać z domu jedzenie z sensowną trwałością do spożycia. Bułki razowe z suchą kiełbasą lub serem żółtym wystarczają nawet na 4 dni (ja zwykle wożę 8 bułek -> 3 dni); zaoszczędzone pieniądze warto wydać na regionalne specyfiki.
  • W wielu krajach woda ze źródełek lub z kranu nadaje się do picia i smakuje jak woda źródlana kupowana w sklepie.
  • Z lotniska stosunkowo łatwo jest złapać stopa przy wyjeździe z parkingu, rzadko uda się dojechać do centrum, ale można podjechać do miejsca gdzie kursują regularne autobusy.
  • Dobrym pomysłem jest wydrukowanie informacji o miejscu do którego zmierzamy. Łatwo znaleźć w Internecie także mapki turystyczne. Po wydrukowaniu i zaznaczeniu ważniejszych miejsc nie straszne będą kręte uliczki. W pierwszej kolejności warto odwiedzić punkty informacji turystycznej gdzie nierzadko  dostaniemy bezpłatną, kolorową wersję mapki z mini opisem ważnych miejsc.
  • Puste pokoje w ho(s)telach nie przynoszą zysków, więc czasem na parę dni przed wyjazdem można ustrzelić naprawdę atrakcyjne oferty noclegów. Doskonałym rozwiązaniem jest jednak couchsurfing. Oprócz noclegu istnieje spora szansa poznania naprawę interesujących ludzi i przyjrzenia się ich codziennemu życiu. Znają oni magiczne miejsca, których na próżno szukać w przewodniku.
2012
08.13

Choć minęły dwa miesiące od wypadu postanowiłem opisać pokrótce wycieczkę do Bolonii i uratować ją od zapomnienia.

Zaczęło się od promocji tanich linii lotniczych: 60 zł w jedną stronę? OK! Miesiąc po rezerwacji biletów zatrzęsła się niedaleko (w Modenie) ziemia, ale i tak polecieliśmy z Deb do Bolonii w dniach 02-05.06.2012. Po wylądowaniu złapaliśmy stopa w stronę centrum, a potem już tylko parę przystanków autobusem i mogliśmy się rozkoszować urokami tego malowniczego włoskiego miasta.

Fontanna Neptuna

 

Pierwszą rzeczą jaka nas zachwyciła była woń śródziemnomorskiej roślinności oraz przyjemny upał. Za każdym rogiem czaił się trochę inny zapach (czasem pachniało pizzą, czasem starymi murami miasta a często różnymi gatunkami palm, drzew i krzewów). Z powodu trzęsień ziemi większość kościółków niestety była zamknięta. Z pewnością godną obejrzenia była olbrzymia bazylika San Petronio, a także Ratusz oraz Fontanna Neptuna na Piazza Maggiore. Nieopodal wznoszą się tzw “Dwie wieże”, na które ponoć mogą się wspiąć studenci dopiero po obronieniu tytułu. Warto również zaglądnąć do mniejszych kościołów, m. in. do bazyliki di Santo Stefano, czyli kompleksu 7-dmiu świątyń. Jako, że Bolonia to miasto uniwersyteckie, dlatego trzeba zajrzeć do biblioteki oraz odwiedzić słynny Uniwersytet Boloński. Przy via Piella znajdują się niepozorne małe drzwiczki w ścianie po ich pchnięciu otwiera się okno na “wenecki” kanał.

Reno Canal, Via Piella

 

Charakterystyczne dla tego rejonu Włoch arkady przy ulicach dawały cień w słoneczne dni albo ratowały przed deszczem. Co ciekawe jedna z nich ciągnie się aż na pobliskie wzgórze Colle della Guardia do Madonna di San Luca skąd rozpościera się widok na miasto.

Ze względu na zamknięte drzwi większości kościółków odbyliśmy trip po niemal wszystkich tamtejszych parkach, gdzie spędzaliśmy długie godziny sjesty podpatrując jak odpoczywają Włosi. Naśladując ich, rozbiliśmy się na trawie w największym parku, Giardini Margherita. W sporym stawie pływały żółwie, słońce przedzierało się przez liście drzew, słychać było spokojne nuty bluesa, a studenci obok ćwiczyli sztuczki na diabolo (dwie połączone półkule, które się kręcą na sznurku z kijkami).

Jedzenie w Bolonii można kupić albo w sieci sklepów COOP albo w małych sklepach prowadzonych przez ludzi pochodzących prawdopodobnie z Indii. Ci drudzy bardzo chętnie pomagają rozprawić się z korkiem od wina ;). Piwa mają tu nieszczególne, ale wina smaczne i tanie. Na głoda dobre są pizze z małych, niepozornych pizzerii, skąd mieszkańcy tuzinami zabierają je na wynos.

Przypadkowo spotkany na ulicy Stefano pomógł nam odnaleźć sklep i pokazał później wiele ciekawych miejsc w Bolonii. Okazało się, że następnego dnia wyruszał do Rawenny i zgodził się nas ze sobą zabrać. Jako, że nie chciał od nas żadnej zapłaty chciałbym odwdzięczyć mu się wyjątkowo reklamując jego campingi:  baiacalenella.com. Ponoć poza sezonem można dosyć tanio wynająć tam domek na plaży.

Jesteśmy również wdzięczni naszemu sympatycznemu hostowi Marco, który przyjął nas w ramach couchsurfingu, wskazał ciekawe miejsca do zwiedzenia, opowiedział o studenckim życiu w Bolonii oraz woził nas samochodem, dzięki!

Jeden dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Ravenny. Jest to spokojne miasteczko słynące z przepięknych bizantyjskich mozaik. Za kilkanaście euro można nabyć karnet na wejściówki do budynków wpisanych do listy UNESCO. Bez problemu można zwiedzić je w jeden dzień, naprawdę warto! Niesamowite wrażenie sprawia pochodząca z VI wieku Bazylika di San Vitale oraz mauzoleum obok. Wracając pociągiem z Ravenny ominęło nas odczuwalne trzęsienie ziemi w Bolonii.

Mozaika w Bazylice di San Vitae

 

Podsumowując, w Bolonii i Ravennie urzekły nas wspaniałe budowle, ciepłe, pachnące uliczki, zieleń, wino i wspaniali ludzie.