05.13
W długi weekend majowy miałem przyjemność współorganizować 49. Rajd Majowy UEK oraz tradycyjnie trasę nr 6 wiodącą przez Góry Sowie a potem Góry Kamienne w Sudetach Środkowych. Było nas 14 chłopa i 1 dziewczyna (Olka dawałaś radę jak niejeden z nas!) . Poza ostatnim dniem pogoda nie dopisała i z odwiedzanych wieży widokowych rozpościerał się widok jedynie na bezkresną biel. Mimo to wyjazd można zaliczyć do udanych, a to za sprawą mocnej (w nogach i głowach) ekipy oraz … ekstremalnych noclegów.
Transport pociągiem w tamtą stronę był dla mnie najbardziej męczący. Zdecydowanie odradzam korzystanie ze spółki PKP InterCity zwłaszcza przy przejazdach grupowych pociągami TLK (niemożność wykupienia grupowego, podwójne kontrole biletów, które łącznie trwały ponad 5 godzin i bałagan z miejscówkami, za które przecież płaciliśmy ekstra!).
Pierwszego dnia poza zdobyciem szczytów Głównego Szlaku Sudeckiego :szlak_czerwony: Kalenicy (964 m n.p.m.) gdzie znajduje się stalowa wieża widokowa z 1932 r. oraz najwyższego szczytu Gór Sowich – Wielkiej Sowy (1015 m n.p.m., zaliczany do Korony Gór Polskich) zwiedziliśmy nazistowską Sztolnię Walimską. Nocleg mieliśmy w pobliskich Rzeczkach (29, 31a, 31b, 31c, 31…q? g!, … ech gdzie 35?!), gdzie wesoło zabraliśmy się do integracji 😉 .
Kolejne dni wędrówki we mgle, za którą nieraz czaiły się skały i ruiny zamków, zahartowały nas i spaliśmy 2 noclegi pod rząd w cheap-o “wiatach typu skandynawskiego”, czyli drewnianych turystycznych konstrukcjach chroniących przed wiatrem z 3 stron i od zimnego podłoża (udało mi się do nich zapakować namiot 😀 ). Nasz grupowy Ogniomistrz bez problemu rozpalił ognisko gdy padał lekki deszcz z mokrego drewna i magicznej brzozowej kory, a rano nawet przetapiał szklane butelki. Do nocy zagrzewaliśmy się zajadając kiełbaski z ogniska, popijając drinki serwowane przez Byka, rozmawiając i śmiejąc się z żartów Goblina.
Trzeciego dnia rozdzieliliśmy się: część poszła przez malownicze Sokołowsko sprawdzić wiatę i rozpalić ognisko na Stożku Wielkim (840 m n.p.m.), a część udała się do Czech po piwo oraz składniki do legendarnego “byczego zielonego eliksiru” ;).
Ostatniego dnia mieliśmy świetną pogodę, dobre widoczki z wieży i jako jedni z pierwszych dotarliśmy do bazy finałowej, gdzie zajęliśmy koronę naszych wysiłków – luksusowy “penthouse” ;]. Zadowoleni z siebie i odświeżeni cieszyliśmy się z resztą drużyn na finale rywalizując w konkurencjach (wygraliśmy mecz piłki nożnej oraz zajęliśmy 3 miejsce jako grupa), tańcząc na dyskotece i zajadając się finałową kiełbaską ;>.