05.15
In Mountains | Tags: 50. Rajd Majowy, Bieszczady, namioty, Połoniny, PTTK, PTTK UEK, Tarnica, Ustrzyki Górne, Wetlina
W tym roku w Bieszczadach odbył się 50-ty, jubileuszowy Rajd Majowy Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Wyruszyło aż 9 tras pieszych zróżnicowanych pod względem trudności i zdobywanych szczytów, także każdy mógł wybrać coś dla siebie. Celem każdej z nich było dotarcie po paru dniach wędrówki na finał w Wetlinie. Wraz z Oczkiem miałem przyjemność poprowadzić grupę namiotową numer 6.
Jako jedyni rozpoczęliśmy rajd już 28. kwietnia. Z powodu odwołania bezpośredniego busa dotarliśmy (z przesiadkami w Krośnie i Sanoku) do Leska z ponad godzinnym opóźnieniem. Podbiliśmy książeczki GOT w Synagodze i nasza czwórka w upalne południe wyruszyła na spotkanie przygody.
Zawędrowaliśmy :szlak_zielony: do Jeziora Myczkowskiego, następnie udaliśmy się świeżo powstałymi ścieżkami regionalnymi na zaporę (najwyższa w Polsce, 664 m długości i 82 m wysokości) w Solinie. Kiedy byliśmy na jej środku zaczęły migotać ostrzegawcze koguty zakazujące wstępu na nią podczas burzy. Z każdą chwilą pogoda się pogarszała, postanowiliśmy więc nie chaszczować po zmroku, tylko rozbiliśmy namiot na płaskim placu tuż pod Jaworem (741 m n.p.m.). Kiedy Dawid rozpalił ognisko i postawiliśmy namiot deszcz przestał padać. Siedliśmy więc z kiełbasą przy ogniu. Damian umilał nam czas na harmonijce i graliśmy do późna w Blefa.
Nazajutrz nasze obozowisko odwiedził wyraźnie uradowany leśniczy, nieczęsto bowiem pojawiają się tam amatorzy dzikich Bieszczad i zapomnianych szlaków. Ostrzegł nas przed niedźwiedziami, łypnął ciekawie na dogasające drewno i pożyczył nam dobrej pogody. I taka też była gdy zeszliśmy na azymut do Teleśnicy i dołączając do niebieskiego szlaku :szlak_niebieski: zawędrowaliśmy do Polany. Po drodze zatrzymaliśmy się dłużej nad jeziorem by zjeść obiad (polecam kuskus, który wystarczy zalać wrzątkiem i dodać na przykład konserwę), przeprać odzież i popływać w “umiarkowanie ciepłej” wodzie.
Tego dnia rozbiliśmy się na sporej, kusząco zielonej łące na Wańka Dziale. Noc nie różniła się zbytnio od poprzedniej poza tym, że widać było tysiące gwiazd na mało zanieczyszczonym światłami miast, bezchmurnym, bieszczadzkim niebie.
W środę mieliśmy sporo do nadrobienia. Mijając retorty, w których wypalał się węgiel drzewny wspięliśmy się na pasmo Otryt (896 m n.p.m) i przeczekaliśmy przelotny deszcz jedząc obiad w klimatycznej Chacie Socjologa.
Czas gonił nieubłaganie, zeszliśmy więc do Dwernika, odwiedziliśmy pachnący starym drewnem, zabytkowy kościółek po czym zdobyliśmy Magurę Stuposiańską (1016 m n.p.m.) i w blasku zachodzącego już słońca podziwialiśmy widoki.
Zmierzchało się kiedy spotkaliśmy na szlaku niedźwiedzia, który bardziej od nas zaskoczony pierzchnął w las. Trochę bardziej rozmowni i głośni zeszliśmy do Widełek na nocleg i kiełbasę z ogniska.
Noc była wyjątkowo zimna o czym świadczyły zlodowaciałe napinacze namiotu. Pospiesznie wstaliśmy i zwinęliśmy obóz na wiadomość, że autokary kolejowych Przewozów Regionalnych wiozące resztę rajdowiczów, po pewnych przejściach, przyjadą przed czasem.
Grupa Marcina nr 4 wcześnie wyruszyła z Dołżyc i przez Przełęcz Beskid nad Radoszycami i Siwakowską dotarli na “Koniec Świata”. W kolejnych dniach pokonali Wysoki Groń, Czernin, Stryb, Okrąglik.
Trasa Damiana i Pawła nr 3 rozpoczęła się w Jabłonkach. Pierwszego dnia zdobyli Łopiennik (1069 m. n.p.m) oraz Fałową (957 m. n.p.m). W kolejnych dniach przemierzyli Połoninę Wetlińską i Caryńską, Krzemieniec oraz obie Rawki.
Ani “Wapniaki” z 7-ki wędrowali przez dzikie pozostałości po wsiach Krywe, Tworylne, a także ich celem było Rajskie, Szczycisko, Bukowina (911 m n.p.m.), Przełęcz Orłowicza oraz Smerek (1223 m n.p.m.).
Drużyna nr 2 prowadzona przez Paulinę i Wojtka ruszyła po naszych śladach w stronę Otrytu i w następne dni przez Zatwarnicę i Suche Rzeki dotarła do Wetliny.
Natomiast my już w pełnym składzie (dołączyło aż 8 dziewczyn, które dzielnie zniosły trudy trasy namiotowej!) rozpoczęliśmy Majówkę wkraczając z grupami (8-ką Filipa oraz 9-tką Tomka i Huberta) na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Poprzez Bukowe Berdo (Połoninę Dźwiniacką), zdobyliśmy Krzemień (1355 m n.p.m.) i odbyliśmy podróż „tam i z powrotem” na Halicz (1333 m n.p.m.) skąd rozpościerały się przepiękne widoki na resztę Połoniny Bukowskiej. Następnie zdobyliśmy :szlak_zolty: najwyższy szczyt polskich Bieszczad – Tarnicę (1346 m n.p.m.). Mieliśmy dużo szczęścia bowiem pogoda dopisała nam jak nigdy. Zeszliśmy Szerokim Wierchem do Ustrzyk Górnych. Na nocleg w sąsiadujących szopach poza tymi trzema dotarły także grupa nr 1 Alicji i Marzeny oraz 5-tka Ani i Daniela. Zasiedliśmy wszyscy razem do ogniska na wspólne śpiewy przy gitarach, kiełbaski i degustację mniej lub bardziej szlachetnych trunków.
W piątek zjedliśmy lody w Ustrzykach i udaliśmy się :szlak_niebieski: na Kremenaros (1221 m n.p.m., punkt spotkania granic Polski, Słowacji oraz Ukrainy). Następnie pokonaliśmy :szlak_zolty: Wielką i Małą Rawkę (1307 i 1268 m. n.p.m.). Po postoju przy Bacówce pod Małą Rawką (gdzie nocowała grupa nr 1) zeszliśmy :szlak_zielony: do Przełęczy Wyźniańskiej i wdrapaliśmy się na Połoninę Caryńską by zejść :szlak_czerwony: na noc do Brzegów Górnych. Była tam również z grupa nr 5. Wieczorem bardzo się rozpadało, integrowaliśmy się więc mniejszymi grupkami w namiotach grając w karty i Sabotażystę.
Rano zjedliśmy na śniadanie świeże jagodzianki i weszliśmy z powrotem na szlak, który zaprowadził nas w deszczu do Chatki Puchatka, gdzie nocowała grupa Filipa. Zawędrowaliśmy następnie Połoniną Wetlińską na Smerek (1222 m n.p.m.) i tym samym wykonując 100% zaplanowanej trasy, a stamtąd pospieszymy już do Wetliny do Domu Wycieczkowego PTTK na finał rajdu.
Pewnym pozytywnym zaskoczeniem był moment w którym podczas obiadokolacji głos zabrała specjalna grupa absolwentów i pracowników uczelni, którzy organizowali i uczestniczyli w rajdach majowych kilkadziesiąt lat wcześniej, odśpiewali dla nas piosenkę.
Odbyły się także konkurencje grupowe, w tym przeciąganie liny, bieg w workach oraz tradycyjne, pomysłowe i oryginalne prezentacje grup. Potem wróciliśmy do domków kempingowych by pograć w Mafię, a w nocy bawiliśmy się na dyskotece, która skończyła się długo po północy.
Podsumowując, przebyliśmy wspólnie kilkadziesiąt kilometrów pięknymi połoninami, spaliśmy pod namiotami i przy stodołach, nie obyło się też zielonego kielonka, ogniska, kiełbasek i śpiewów. Trzeba przyznać, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania i nie brakowało nam atrakcji, smacznego jedzenia, dużej ilości pozytywnej energii i klimatu Bieszczadzkich Aniołów!
Szczególne podziękowania dla Arka oraz Michała za przewiezienie w ostatnie dwa dni na miejsca noclegowe namiotów, bez których szło się nam dużo przyjemniej!
Comments are closed.