W sobotę 9 listopada pod przewodnictwem Arka trasą nr 1 wybraliśmy się w Beskid Żywiecki. Tego dnia było pochmurno, siąpił deszcz, a jesień w górach ukazała swoje mniej malownicze, błotniste oblicze. Były więc idealne warunki na sprawdzenie naszych umiejętności przetrwania. Trzeba przyznać, że Arek postawił wysoko poprzeczkę, co przy takiej pogodzie pozwoliło poczuć smak przygody znany z Rajdu Majowego.

W drodze na Trzy Kopce, Beskid Żywiecki

Wyruszając z Rycerki dotarliśmy :szlak_czerwony: do bacówki na Rycerzowej. Posileni podbiliśmy Rycerzową Wielką (1225 m), zbiegliśmy do przełęczy Przysłop i dalej :szlak_niebieski: pokonaliśmy wzdłuż granicy parę, jak nam się wtedy wydawało, ostrzejszych podejść. Czas również działał na naszą niekorzyść. Zaczęło się ściemniać za Pańskim Kamieniem, a w Przełęczy pod Oszusem wręcz zmuszeni byliśmy włączyć czołówki, które nie bez kozery były warunkiem koniecznym wzięcia udziału w tej wyprawie.

Bacówka PTTK na Rycerzowej (fot. Tomasz Sikorski)

Bacówka PTTK na Rycerzowej (fot. Tomasz Sikorski)

Przemoczeni z chlupoczącymi na zewnątrz i w środku butami odrzuciliśmy oszukańczy plan skrócenia trasy. Otoczeni mrokiem ruszyliśmy więc na podbój Oszusa (1155 m), którego przechrzciliśmy po “drodze” parę razy i jedyna nadająca się do publikacji nazwa to Oszust (podpowiem, że inna była nawiązaniem do kobiety lekkich obyczajów z dużego miasta Mazowsza). Była to góra, a wręcz ściana błota wymieszana z liśćmi. Mamy teorię, że tylko drzewa sprawiają, że nie rozpływa się po dolinach. Swoją drogą bez nich wspinaczka w takich warunkach byłaby skazana na jeszcze większą katorgę o czym przekonała się jedyna uczestniczka trasy (Marta zjechała na brzuchu parę metrów w dół błotną zjeżdżalnią, a ile przy tym było radości! ). Mgła rozpraszała światło czołówki ograniczając widoczność do najbliższego błotka. O trudności i zmęczeniu przy podejściu świadczyła wzrastająca liczba wyzwisk i złorzeczeń przeplatanych sapaniem i mlaśnięciami kolejnych kroków. Zrobiliśmy zwycięski postój pod krzyżem na szczycie i zdążyliśmy nieźle zmarznąć nim razem ruszyliśmy ślizgiem od drzewa do drzewa w dół. Za źródełkiem zrobiło się względnie płasko. Dołączył do nas Dawid, który spóźnił się na zbiórkę i przez to dotarł na start z opóźnieniem, ale potem ruszył w pościg za nami dosłownie po naszych śladach. W odnalezieniu szlaku pomagały wiszące na gałęziach taśmy oraz słupki graniczne (przydatne info przy rozwidleniach: od góry pokazują jak skręca granica). Po kilkunastu godzinach wędrówki spotkaliśmy Byka, który wyszedł był z naszą Prezeską po niedobitków.

Równy Beskid przed Oszusem

Kiedy generator w Bacówce PTTK Krawców Wielki ucichł, a woda w kranie stała się “umiarkowanie” ciepła, śpiewy, dyskusje i opowieści przy degustacji trunków pomiędzy wszystkimi trzema wesołymi grupami trwały już w najlepsze. Zwieńczeniem wieczoru było posiedzenie miłośników literatury i poezji śpiewanej z elementami “jaka to melodia”, gdzie prym wiedli Ola i Michał.

Po niedzielnym śniadaniu i napełnieniu termosów podzieleni na mniejsze grupki ruszyliśmy żwawym krokiem w stronę Hali Miziowej :szlak_niebieski: przez Trzy Kopce (1216 m) i kawałek całkiem już zaśnieżonym szlakiem :szlak_czerwony: . Trasę zaplanowaną na 4,5 godziny niektórzy pokonali nawet w niespełna 3,5h zdążając na 2 minuty przed planowaną w południe Mszą Świętą w schronisku. Tego dnia pogoda była przepiękna i w zależności od wysokości można było poczuć się jak w różnych porach roku, brakowało tylko muzyki Vivaldiego. Oczywiście nie omieszkaliśmy zdobyć polskiego i słowackiego Pilska (1557 m) z zapierającymi dech w piersiach widokami i mroźnym wiatrem. Pozostawiając za sobą na szczycie bałwany wyruszyliśmy w drogę powrotną do  Trzech Kopców i dalej do schroniska Rysianka (pozdrawiamy ciepło uroczą panią za barem!), gdzie skompletowaliśmy ekipę. W ciemnościach nocy, rozśpiewani ruszyliśmy ( :szlak_niebieski: -> :szlak_zolty: ) do prowadzonej przez SKPB Chaty na Zagroniu. Ogień wesoło tańczył w kominku ogrzewając towarzystwo w jadalni i nasze buty (ponoć po tych dwóch dniach komuś udało się je dosuszyć). Graliśmy w Jengę oraz chatkową odmianę monopoly. Bartek grał nam na gitarze i co chwilę poprawiał długopisem śpiewnik, a nawet ułożył rajdową piosenkę.

Widok z Pilska

Zejście z Pilska

Główną atrakcją w chacie był jednak nocleg. Większość z nas postanowiła spać na poddaszu, gdzie było za.. zaprawdę było zimno! To, że na nic się zda “nachuchanie” dotarło do nas dopiero nad ranem przy jednocyfrowej temperaturze gdy światło zaczęło wpadać przez szpary między deskami odpowiedzialnych za tak skuteczną klimatyzację.

Z racji Narodowego Święta Niepodległości 11 listopada nie zabrakło przy śniadaniu patriotycznych pieśni. Potem zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z Jackiem, który nas bardzo miło gościł w chacie. Pogoda znów się pogorszyła. Wymieniliśmy śpiewnik na kubek i wyruszyliśmy z powrotem :szlak_zolty: do Hali Redykalnej. Potem poszliśmy ciągle tnąc mgłę dalej czarnym do Schroniska PTTK na Hali Boraczej na jagodzianki i grzane piwo “pierożki”.

Wisienką na torcie była wizyta w pizzeri Tre Monti w Rajczy do której zeszliśmy niebieskim szlakiem :szlak_niebieski:. Śmiało polecamy tamtejsze pizze. Smakowały nam zwłaszcza z winem i sosem tabasco. Autokar uczelniany zabrał nas z powrotem do Krakowa. Rajd ten z pewnością przetrwa w naszej pamięci na długo.