Na przełomie czerwca i lipca pokonaliśmy z Bykiem Główny Szlak Beskidzki :szlak_czerwony: . W niewiele ponad 2 tygodnie przeszliśmy od Wołosatego do Ustronia około 500 km pasmami naszych pięknych, polskich gór. Zamieszczam poniżej zredagowany i uzupełniony o bycze zdjęcia dziennik z podróży, który ukazywał się każdego dnia wyprawy na dedykowanej stronie na facebooku B&B na GSB 2014.

Wschód słońca widziany z Rysianki

Wschód słońca widziany z Rysianki

28.06.2014 – Dzień 1

Do początku naszej wędrówki dotarliśmy busami, stopem oraz pieszo ok. 10 km. Czerwoną kropkę rozpoczynającą szlak minęliśmy dopiero o 18:30, zdobywszy wcześniej pieczątkę do książeczki GOT na ‘ostatnim parkingu’ (dokumentując w ten sposób trasę można starać się o odznakę GSB,  za przejście całego szlaku na raz w mniej niż 21 dni można otrzymać diamentową).
Odcinek Wołosate – Przełęcz Bukowska wiedzie stosunkowo monotonną, kamienisto-asfaltową drogą, którą zrekompensowały potem z nawiązką baśniowe widoki skąpanych w ostatnich promieniach zachodzącego słońca gór, roztaczające się z pobliskiego Rozsypańca (1280 m n.p.m.). Na Haliczu (1333 m n.p.m.) zaczęło bardzo mocno wiać i czym prędzej ruszyliśmy w stronę przełęczy Goprowskiej i dotarliśmy do mieszczącej się tam wiaty około godziny 22:30. Śpi z nami spora mysia rodzinka. Oby codziennie była taka dobra pogoda jak dziś. Pobudka o 5 rano.

Widok z Roszypańca

Widok z Roszypańca

29.06.2014 – Dzień 2

Rankiem okazało się, że nie mieliśmy prawie nic do picia, a źródełko na szlaku, które tryskało w maju w sierpniu zaledwie się sączy. Wpadliśmy zatem po Mszy  Świętej w Ustrzykach Górnych na herbatę do pani, którą kojarzy połowa tegorocznych majowych rajdowiczów z miłym noclegiem w stodole. Następnie po imieninowych lodach koktajlowych wyruszyliśmy zdobywać bieszczadzkie połoniny: Caryńską oraz Wetlińską. Słoneczna pogoda pozwalała cieszyć oczy pięknymi widokami gór. Na grani wiał mocny wiatr. Początkowo dawał mam ulgę przy upale, ale oprócz tego dosyć skutecznie nas spowalniał. Przy Brzegach Górnych nabraliśmy zapas wody, a potem nieco zmęczeni konkretnym podejściem do klimatycznej Chatki Puchatka ucięliśmy sobie poobiednią drzemkę na trawie. Zregenerowani zdobyliśmy Smerek (1222 m n.p.m.) i zeszliśmy po 9 godzinach wędrówki na nocleg, do wiaty. Zamiast myszy pojawiło się mnóstwo świetlików. Rozpoczęła się burza z piorunami i zaczęło mocno padać, czy do rana się wypogodzi?

Połonina Wetlińska w drodze na Smerek

Połonina Wetlińska w drodze na Smerek

30.06.2014 – Dzień 3

Rano się rozpadało i niemal popłynęliśmy do wsi Smerek. Potem dopiero wyszło słońce i mogliśmy ściągnąć peleryny. Szybkie zakupy w sklepie i obładowani owocami ruszyliśmy dalej. Spotkaliśmy wtedy trzech wędrowców z Wadowic, którzy podobnie jak my wyruszyli zdobywać GSB ze wschodu na zachód. Dotarliśmy do granicy wiodącej przez Okrąglik i widzieliśmy podwójnie: czerwony szlak polski oraz słowacki (ważne, żeby trzymać się polskiego!). Dalej zdobyliśmy Jasło (1153 m n.p.m.) skąd roztaczały się niezłe widoki. W końcu dotarliśmy do Cisnej. Nagły deszcz sprawił, że zmuszeni byliśmy schować się do karczmy… która okazała się sławną Siekierezadą z bogatym wyborem smacznych piw sygnowanych własną marką! Deszcz i piwo w kuflach się skończył, więc poszliśmy do sklepu. I o ile we wczorajszym menu był kuskus z pikantnym pesto, to dziś specjalnością naszej kuchni turystycznej była jajecznica z 10-ciu jaj z kiełbasą. Postanowiliśmy wynagrodzić sobie trudy poprzednich nocy śpiąc w Bacówce PTTK Pod Honem. Oprócz całego pokoju wieloosobowego tylko dla siebie, dostaliśmy w promocyjnej cenie piwa regionalne URSA z których najbardziej smakowało nam “Palisade”, polecamy.

Smerek, pozostałość po wąskotorówce

Smerek, pozostałość po wąskotorówce

1.07.2014 – Dzień 4

Po sytym śniadaniu wyruszyliśmy ubrani w peleryny po wesoło mlaszczącym błotku w górę wyciągu. Ot, taki kaprys Bieszczad, że padało i zaczęła gęstnieć mgła. Niedługo potem wyszło jednak słońce i szło się bardzo przyjemnie. Trzeba uzupełniać płyny i mikroelementy, dlatego cały czas pijemy wodę ze źródełek uzdatnianą multiwitaminą z minerałami w tabletkach musujących. Poprzez Wołosań (1071 m n.p.m.), Jaworne, przełęcz Żebrak i Chryszczatą (btw, całkiem zacna na niej wiata) dotarliśmy do rezerwatu Zwiezło z urokliwymi jeziorami. Zeszliśmy na lody do Duszatynia, gdzie przywitał nas asfalt i tory kolejowe ‘donikąd’. Pożegnaliśmy Bieszczady przekraczając rzekę Orławica i wkroczyliśmy w Beskid Niski. Potem surfowaliśmy po błotnej zjeżdżalni do Komańczy. Na obiadokolację zrobiliśmy jajka z konserwą. Podbiliśmy pieczątki w schronisku i podeszliśmy na Hruń, gdzie rozbiliśmy namiot.

Obelisk na Chryszczatej (997 m npm)

Obelisk na Chryszczatej (997 m npm)

2.07.2014 – Dzień 5

Budzik Słoneczny: kiedy słońce nagrzewa namiot do temperatury, w której od spania wygrywa chęć ewakuacji. Po śniadaniu (dżem truskawkowy z kaszą), opuściliśmy naszą malowniczą polanę z niemal 300 st. panoramą. Najtrudniejszym podejściem 280m była Tokarnia (778 m npm). Jesteśmy rozczarowani wsią Puławy, w której nie było ani obiecanej na mapie restauracji (ponoć naprzeciwko wyciągu jest gospodarstwo agroturystyczne, gdzie można otrzymać ciepły obiad) ani, co gorsza sklepu (od 3 lat nikt nie zaktualizował mapy!). Dotarliśmy koło 17 do bazy namiotowej SKPB Rzeszów w Wisłoczku. Pomimo wczesnej pory doskonałe warunki, atrakcyjna cena i miły klimat przekonały nas do pozostania tu na noc i świętowania byczych urodzin oraz przebytej pierwszej stówy (a dokładnie 127 km).

Kamień (717 m npm), wychodnia skalna

Kamień (717 m npm), wychodnia skalna

3.07.2014 – Dzień 6

To już szósty dzień wyprawy, czas bardzo szybko mija. Nie ma nawet chwili by poczytać dokładnie przewodnik Compassu po GSB. Bardzo się nam przydaje, bo są w nim wszystkie mapy.
W nocy lało i dzięki temu mieliśmy przez większość dnia słoneczną pogodę, ale też błotne przeprawy. Rymanów-Zdrój jest miejscowością uzdrowiskową, po której kręcą się tabuny staruszków spacerujących z kijkami do nordic walkingu. Zrobiliśmy tam zakupy (znaleźliśmy w sklepie daktyle!), zjedliśmy drugie śniadanie i ruszyliśmy błotem. Przy okazji pewnej wiaty z podpisami, pozdrawiam użytkowników forum NGT, na którym znalazłem wiele cennych informacji odnośnie szlaku i ekwipunku!

Iwonicz-Zdrój

Iwonicz-Zdrój

Po około 2h osiągnęliśmy malowniczy Iwonicz-Zdrój. Tam zaczął się bardzo długi odcinek asfaltu, ale przynajmniej było bardzo ładnie po drodze, zwłaszcza przy punkcie widokowym, z którego widać było nasz kolejny cel: Cergową (716 m n.p.m.). Zanim się jednak na nią wdrapaliśmy przysmażyliśmy przy sklepie w Łubatowej boczek, tradycyjnie już z 10-cioma jajkami. Gdy jedliśmy nadeszły ciemne chmury i wnet lunął deszcz. Na szczęście udało mam się przeczekać go pod dachem pustego bazaru. Gdy zdobywaliśmy szczyt słońce znów wyszło przedzierając się przez gesty las tworząc niesamowite promienie w niewielkiej mgle. Zeszliśmy do Nowej Wsi sponiewierani śliskim stokiem co chwilę wykonując niebezpieczne akrobacje i telemarki. Pozdrawiamy Olę oraz ekipę sylwestrową, z którą szliśmy tędy w zimie! Jest dużo piękniej gdy na drzewach rosną liście.
Następnie skierowaliśmy się w stronę Chyrowej, gdzie planowaliśmy nocleg. Pozostaliśmy w Pustelni św. Jana, do której zaprosił nas ksiądz Tadeusz gdyż było już późno, a pozostał spory kawałek do przejścia. Bardzo proszę nie nadużywać jego gościnności!

 

4.07.2014 – Dzień 7

Opuściliśmy pustelnię z błogosławieństwem na dalszą wyprawę i obładowani butelkami ze smaczną wodą ze źródła św. Jana.
Był straszny skwar. Ulgę dla stóp przynosiła skarpetowa trójpolówka: co większy postój zamiana skarpet tych z nóg z tymi przyczepionymi do wyschnięcia z tyłu plecaka, a w nocy zupełnie świeże do spania. W ten sposób można pozbyć się trochę wilgoci i przykrego zapachu z butów, a jeśli dwie ‘pracujące’ pary mają różny profil to zmienia się trochę nacisk na stopę, efekt końcowy: mniej odcisków.

Cerkiew w Chyrowej

Cerkiew w Chyrowej

W Chyrowej zjedliśmy drugie śniadanie przy starej, drewnianej cerkwi. Płynie tędy potok, którego wezbrane po deszczu wody mogą stanowić utrudnienie, bowiem wielokrotnie przecina on szlak. Następnie ruszyliśmy dosyć długą i monotonną trasą przez Polanę oraz Łysą Górę do najniżej położonego miejsca na GSB: wioski Kąty (ok. 320 m n.p.m.). Z racji piątku na obiad przygotowaliśmy kuskus polany jogurtem naturalnym z dodanymi ananasem i marmoladą. Zanim weszliśmy do Magurskiego Parku Narodowego kolejny raz wyprzedziliśmy trójkę wędrowców z Wadowic (codziennie wyprzedzali nas rano kiedy spaliśmy). Udało nam się zdobyć Świerzową (801 m n.p.m.) i dziś znów nocujemy w wygodnej wiacie.

5.07.2014 – Dzień 8

Zeszliśmy z Magurki, zaczerpnęliśmy z pobliskiego źródełka krystalicznie czystej wody i udaliśmy się do Bacówki w Bartnem. Następnie dalej do Krzywej. Niestety szlak jest tutaj dosyć zwodniczy i parę razy sprawdzaliśmy mapę by odnaleźć dobrą drogę. Popołudniu dotarliśmy do Zdyni skąd zabrał nas Michał swoją czerwoną strzałą, sławną astrą combi, do bazy w Radocynie. Tam już czekali na nas nasi przyjaciele z Krakowa. Zostaliśmy gorąco przywitani ciepłym, smacznym leczo. Graliśmy w scrable, a potem odpoczywaliśmy nad brzegiem strumienia. Wieczorem siedzieliśmy przy ognisku i śpiewaliśmy. W międzyczasie chodziliśmy do amatorskiej sauny polowej na przemian z zażywaniem kąpieli w chłodnym, rozświetlonym robaczkami świętojańskimi strumieniu. Jesteśmy pierwszymi w historii bazy ‘Prawdziwymi Turystami’ (wszystkie warunki razem: ciężki plecak, jedna noc, niezorganizowani, dalekodystansowi), którym przysługuje specjalny rabat.

Studencka baza namiotowa Radocyna

Studencka baza namiotowa Radocyna

6.07.2014 – Dzień 9

Koniec chilloutu, trzeba było mam opuścić przyjazną Radocynę. Michał odstawił nas dokładnie w to samo miejsce gdzie skończyliśmy w Zdyni. Wdrapaliśmy się na Rotundę. Na jej szczycie znajduje się cmentarz z I wojny światowej. Zeszliśmy do bazy namiotowej SKPB Warszawa, gdzie poczęstowano nas wywarem ze świeżej mięty. Wzmocnieni pokonaliśmy uciążliwe podejście na Kozie Żebro (847 m npm). Gdy zeszliśmy do Hańczowej upał stał się niemiłosiernie nieznośny. Czekało nas z przerwami niemal 10 km gorącego asfaltu, a szlak ponownie bawił się z nami w chowanego: w Hańczowej przed mostem wprowadził w amazoński potok z kolczastymi krzakami, na odcinku Ropki-Banica dosłownie w maliny, a dalej osuwiskiem rzeki Białej. Na obiad ogórkowa. W końcu dotarliśmy do Niżnej i zdecydowaliśmy się spać w altanie przy potoku Moczniaczka stanowiącym granicę Beskidów Niskiego i Sądeckiego.

Zaskroniec, jeden z wielu zwierząt na szlaku

Zaskroniec, jedno z wielu zwierząt na szlaku

7.07.2014 – Dzień 10

Wstaliśmy wyjątkowo wcześnie, bo o 6 rano. Niecałą godzinę później maszerowaliśmy już Popradzkim Parkiem Krajobrazowym do Krynicy Zdrój. Szybkie zakupy, śniadanie w parku i zaczęliśmy się wspinać na Jaworzynę Krynicką (1114m npm). Niemal połowę tego niezbyt lekkiego podejścia blokowały wiatrołomy. Gdy już przedarliśmy się przez przewrócone drzewa, wdrapaliśmy się na Diabelski Kamień. Zdobycie szczytu oznaczało dla nas nie tylko osiągnięcie pierwszego od paru dni tysiącznika, ale przede wszystkim dokładną połowę naszej wędrówki. Było słonecznie i burzowo: podczas marszu do Schroniska na Hali Łabowskiej na przemian kropiło i suszyło. Ostatecznie zeszliśmy na nocleg do Rytra pokonując dzisiaj rekordowe 38km. Zdecydowaliśmy rozbić namiot na zielonej trawce przy rzece Poprad. Uprzejmy sąsiad z domu obok ugościł nas dzbanem gorącej herbaty.

Krynica-Zdrój

Krynica-Zdrój

8.07.2014 – Dzień 11

O 6 rano czekał już na nas dzban herbaty od pana Romana. Zwinęliśmy namiot, przepraliśmy skarpety i uderzyliśmy na nasz ulubiony czerwony szlak. Zdobyliśmy Niemcową (1001 m npm), Wieki Rogacz (1182 m npm) oraz najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego – Radziejową (1266 m npm). Mieści się tam drewniana wieża widokowa, z której podziwialiśmy panoramę dookoła: to co przeszliśmy, tam gdzie będziemy iść oraz kochane Pieniny. Przypomniał nam się zimowy wyjazd z PTTK.

Pieniny, widok z wieży na Radziejowej

Pieniny, widok z wieży na Radziejowej

20 minut od Przehyby złapała nas burza z gradem, uciekliśmy więc pod ostrzałem do schroniska. Tam zjedliśmy, wysuszyliśmy buty i ucięliśmy sobie prawie godzinną drzemkę, by przeczekać największą ulewę.
Na przełęczy Przysłop nagle z lasu ukazała nam się dobrze znana postać. Tajemniczą duszyczką okazała się Klaudia, która wyszła nam na spotkanie. Całą trójką zeszliśmy do Krościenka na ciepłą obiadokolacje. Zakładaliśmy nocleg na Lubaniu, ale gdy wyszliśmy z miasta znów oberwało chmurę, a że było już późno zawróciliśmy. W ruchu światło-życie odmówili nam schronienia. Kwadrans później rozłożyliśmy karimaty w pobliskim pustostanie. Do naszego styropianowego noclegu dołączyła Asia z Tomaszowa Lubelskiego, chętnie nauczyła się grać w blefa.

9.07.2014 – Dzień 12

Był piękny poranek. Pożegnaliśmy dziewczyny pod remizą i opuściliśmy Krościenko na dobre wkraczając w od tej pory dobrze nam znane i wychodzone góry. Pozdrawiamy Elę i uczestników jej ‘częściowych’ GSB. Wycieczki te zainspirowały nas do tej wyprawy.

Studencka baza namiotowa na Lubaniu

Studencka baza namiotowa na Lubaniu

W połowie drogi na Lubań (1210 m npm) nastąpiło załamanie pogody. Dotarliśmy do spowitej we mgle bazy SKPG i przy ciepłej herbacie z miętą w jednej i kromką z kurkową jajecznicą w drugiej ręce żywo rozmawialiśmy z ekipą bazową. Cały dzień padało, musieliśmy się przeprawiać przez błoto, kałuże, wiatrołomy, mokrą trawę i grzęzawiska na całej długości trasy. Każdy chyba kojarzy jak wyglądają namoknięte dłonie po długiej kąpieli, wyobraźcie więc sobie stopy moczone przez 10 godzin w membranowych wanienkach – cały trud ich codziennej pielęgnacji poszedł na marne wraz z kwitnącymi odciskami. Zdobyliśmy Runek i zjedliśmy solidny, ciepły obiad w Studzionkach. Potem poczłapaliśmy przez Przełęcz Knurowską i pokonaliśmy Kiczorę (1282 m npm). Na Długiej Hali na dokładkę wiał zimny wiatr. Jakaż była nasza radość gdy po 30km z mgły zaczął wyłaniać się kontur schroniska pod Turbaczem.

10.07.2014 – Dzień 13

Luboń, widok z Maciejowej

Luboń, widok z Maciejowej

W hotelowej suszarni wyschło nam po wczorajszym porządnym praniu wszystko prócz butów. Podeszliśmy na Turbacz (najwyższy szczyt Gorców, 1310 m npm). Potem zeszliśmy przy wyśmienitej pogodzie niemalże deptakiem z przystankami w schroniskach PTTK: Starych Wierchach, Maciejowej do stolicy słonecznie uśmiechniętych dzieci – Rabki Zdrój. Z łezką w oku wspominaliśmy 48. Rajd UEK, na którym poprowadziliśmy tędy trasę. Tam poszliśmy na pizzę i skierowaliśmy się na słabo szlakowane łąki (na każdej krzyżówce prosto). Przy przejściu przez Zakopiankę staliśmy prawie 3 min nim udało się względnie bezpiecznie przebiec (ktoś pamięta grę Frogger?). W Skawie odruchowo chcieliśmy iść jak kiedyś, pod żółtą stację PKP, ale szlak uparcie skręcił w lewo. Kawałek później nabraliśmy podejrzeń, gdy mapa nie zgadzała się z trasą. Sprawdziliśmy w Internacie i faktycznie UWAGA: SZLAK ZMIENIŁ TRASĘ w 2013 i wiedzie teraz przez Wysoką, gdzie miała miejsce pierwsza bitwa w Kampanii Wrześniowej. Stawiono tam heroiczny opór III Rzeszy.
Z Jordanowa został nam do przekroczenia jeszcze tylko bród po kolana i dotarliśmy do Bystrej. Bardzo dziękujemy Pawłowi i jego rodzinie za nocleg!

11.07.2014 – Dzień 14

Wyszliśmy o 8 z Bystrej. Dzień był bardzo deszczowy i w niedługim czasie zrobiły się warunki takie jak w środę, ale tym razem niewiele się tym przejęliśmy i spływało to po nas jak woda po kaczce… wprost do butów. Na Judaszce straciliśmy komfort suchych skarpet. Minęliśmy zejście do schroniska na Hali Krupowej, wszak nie leży ono na czerwonym szlaku. Teren wokół Policy (1369 m npm) przypominał ‘bierki’ z przewróconych drzew. Tam też było pierwsze wyżymanie skarpet. Żwawym krokiem ruszyliśmy przez Cyl Hali Śmietanowej do Przełęczy Krowiarki, gdzie czekała już na nas Marta, która dojechała tam stopem. Kanapkowy ‘obiad’, druga wyżymka i trzeba było opuścić suchą wiatę i iść dalej w deszczu. W 45 minut zdobyliśmy Sokolicę (1367m). Marta narzuciła niezłe tempo. Przy Gówniaku (1617m) za sprawą wiatru deszcz padał niemal poziomo, w butach było już tyle wody, że przy każdym kroku trochę się jej wylewało. W końcu przy dosyć niesprzyjających warunkach dotarliśmy na Królową Beskidów, Babią Górę (1725 m npm) dużo mniej przyjazną niż rok temu kiedy wybraliśmy się zobaczyć z niej wschód słońca. Szybko wywiało nas z niej do Schroniska (hotelu?) Markowe Szczawiny. Na kolację zjedliśmy granat. Przeszliśmy już 392km, także pozostała mam już niecała ćwiartka do końca szlaku.

Niegościnna Babia Góra

Na Babiej Górze

12.07.2014 – Dzień 15

Wyruszyliśmy we mgle i dżdżu. Po 2 godzinach piliśmy już herbatę w Studenckiej Bazie Namiotowej w Głuchaczkach. Szkoda, że wczoraj pogoda nie dopisała, tu nocleg byłby o rząd wielkości tańszy, a klimat rzędy lepszy, dostaliśmy nawet od uprzejmych bazowych po jogurcie.
Codziennie jemy owoce, głównie jabłka i banany, ale były też: gruszki, pomarańcze, ananas, nektarynki, grapefruit, brzoskwinie, daktyle, granat, rodzynki, cytryna, marmolada wiśniowa, dżem truskawkowy, orzechy oraz na trasie zbieraliśmy maliny, poziomki i czarne borówki. Tych ostatnich jest tu istny wysyp jak i zbieraczy (a Marta najbardziej zapalona wśród nich).
Nasza dzielna podróżniczka odłączyła w Przełęczy Glinne. Dziękujemy jej za wspólne wędrowanie. My zaś wdrapaliśmy się (trawersując wokół Pilska) na Halę Miziową na obiad i drzemkę. Przypomniał się nam 3-ci Jesienny Rajd Przetrwania. W Rysiance zdobyliśmy pieczątkę i wrzątek. Noclegów zabrakło, więc znaleźliśmy zastępczy.

Widok z Rysianki na Słowację

Widok z Rysianki na Słowację

13.07.2014 – Dzień 16

Obudziliśmy się w naszym lokum rodem z “Into the wild” o 4:30, zjedliśmy śniadanie w dużo cieplejszej Rysiance i udało mam się zajść na 9-tą do Węgierskiej Górki. Do wczorajszej owocowej wyliczanki doszły winogrona, mandarynki oraz zielony melon, którego spałaszowaliśmy ze smakiem u brzegu Soły.

Widok z Baraniej Góry

Widok z Baraniej Góry

Choć nikt się nie skarży to jednak trochę widać po nas ponad dwutygodniowe zmęczenie: przede wszsystkim zmienił się wyraz twarzy. Zwłaszcza oczy, które mówią, że już wszystko widziały i chcą się po prostu wyspać. Na szlaku dużo mniej się rozmawia, nawet na postojach czasem gości cisza przerywana krótkim “- Idziemy?  – ¡Si! “. Przy pięknym słońcu pokonaliśmy kolejne wzniesienia, aż dotarliśmy do Baraniej Góry (1220 m npm) z przepiękną panoramą z wieży widokowej. Trzeba przyznać, że teren wokół zaczyna powoli zarastać młodymi drzewami i jest coraz bardziej zielono. Zjedliśmy na szczycie obiad, ucięliśmy sobie 40 minutową drzemkę, a teraz pijemy herbatę w Przysłopie (uwaga: woda z kranu nawet po przegotowaniu ma tu dziwny, zielony kolor). Ciekawe ile uda nam się dzisiaj jeszcze przejść?

14.07.2014 – Dzień 17 (Koniec!)

Wielki Stożek

Wielki Stożek

Wczoraj pobiliśmy rekord: ponad 40 km i dotarliśmy w okolice Kubalonki. Poobiednie drzemki widać nam służą. Obiecanej na mapie wiaty nie zastaliśmy, więc rozbiliśmy namiot.
Dzisiaj do przebycia pozostało 30 km – dzienny zasięg, więc wstaliśmy o 6. Sforsowaliśmy Kiczory (989m), potem przespacerowaliśmy na Wielki Stożek (978 m). Największym kawałkiem tortu była Wielka Czantoria (995 m npm). Przy dosyć trudnym podejściu na nią zaczęło padać. Na szczycie zjedliśmy wszystko co mieliśmy (w tym ostatnią konserwę) by po zejściu do Ustronią mieć siły na wisienkę:  Równicę. Ostatnie podejście nie było specjalnie trudne, ale bardzo długie i monotonne. Tym razem paliło nas mocno słońce, a zapas wody się wyczerpał. Ulgę przyniosło źródełko zaraz za schroniskiem. Ostatnie 4 km przeszliśmy z uśmiechem. Ramię w ramię doszliśmy do finału naszej wyprawy, dworca PKP w Ustroniu dokładnie o 16:00. Cały GSB zdobyliśmy więc w niecałe 16 dób.

Dziękujemy przyjaciołom za wsparcie oraz za Wasze zainteresowanie wyprawą!